Nie ukrywam, że Maria Pawlikowska-Jasnorzewska jest moim poetyckim idolem. Myślę, że nie muszę nikomu przybliżać Jej sylwetki. Na tym blogu podzielę się z Wami Jej wierszami, bo są piękne. Znajdziecie tutaj też wiersze innych poetów. Wszystkie, które lubię i mają dla mnie znaczenie.

środa, 29 września 2010

"Testament" Zbigniew Herbert


Zapisuję czterem żywiołom
to co miałem na niedługie władanie

ogniowi - myśl
niech kwitnie ogień

ziemi którą kochałem za bardzo
ciało moje jałowe ziarno

a powietrzu słowa i ręce
i tęsknoty to jest rzeczy zbędne

to co zostanie
kropla wody
niech krąży między
ziemią niebem

niech będzie deszczem przezroczystym
paprocią mrozu płatkiem śniegu

niech nie doszedłszy nigdy nieba
ku łez dolinie mojej ziemi

powraca wiernie czystą, rosą,
cierpliwie krusząc twardą glebę

wkrótce zwrócę czterem żywiołom
to co miałem na niedługie władanie

- nim powrócę do źródła spokoju


Zbigniew Herbert



ilustracja ze strony:
http://www.kobieta.pl/

"trudne pytanie" Krzysztof Jakub Bielski

pytasz mnie
kto jest twoim aniołem?
„skąd mam to wiedzieć” – odpowiadam.

idziemy obok siebie,
każdy sam,
a jednak jesteśmy razem.

nie rozmawiamy
i nie mówimy,
a jednak komunikujemy się.

nie dotykamy się,
nie patrzymy nawet,
a jednak czujemy się.

czy jesteśmy dla siebie
aniołami?

trudne pytanie.



Krzysztof Jakub Bielski 





"Cumulus" M. Pawlikowska- Jasnorzewska

Za wzgórzem chmury powstają,
Jak gdyby w trudzie i bólu...
Mózgiem wytacza się białym
Olbrzymi, świetlny cumulus.

Przerasta własną kopułę,
Wzdyma mózgowe zwoje -- -- --
To niebo z głowy człowieka
Przelotne żarty stroi...

Ten groźny zwał celebralny,
Rzekłbyś - że Boga zrozumie!
Lecz modry zefir dmuchnięciem
Położył kres tej dumie.


Maria Pawlikowska-Jasnorzewska



ilustracja ze strony:
http://cloudobservations.wordpress.com/cumulus-clouds/

"Czarne wino" M. Pawlikowska- Jasnorzewska



Upić się można też i smutkiem, gdy jest mocny
Jak ciężkie, czarne wino...
Błyska w nim, po nocy,
Smętne światło, jak gdyby gwiazd wtopionych roje...
Nie, Boże wielki, 
takich nie chcemy upojeń!


Maria Pawlikowska-Jasnorzewska






ilustracja: SSRO-South (R.Gilbert,D.Goldman,J.Harvey,D.Verschatse) - PROMPT (D.Reichart)
http://www.starshadows.com/gallery/display.cfm?imgID=128

wtorek, 28 września 2010

"Astry" Adam Asnyk



Znowu więdną wszystkie zioła,
Tylko srebrne astry kwitną,
Zapatrzone w chłodną niebios toń błękitną.
Jakże smutna teraz jesień,
Ach, smutniejsza niż przed laty,
Choć tak samo żółkną liście. Więdną kwiaty,
I tak samo noc miesięczna
Sieje jasność, smutek, ciszę
I tak samo drzew wierzchołki wiatr kołysze.
Ale teraz braknie sercu
Tych upojeń i uniesień,
Co swym czarem ożywiały smutną jesień.
Dawniej miała noc jesienna
Dźwięk rozkoszy w swoim hymnie,
Bo anielska, czysta postać stała przy mnie.
Przypominam jeszcze teraz
Bladej twarzy alabastry,
Krucze włosy, a we włosach srebrne astry.
Widzę jeszcze ciemne oczy
I pieszczotę w ich spojrzeniu
Widzę wszystko w księżycowym oświetleniu.

3 grudzień 1879



Adam Asnyk

"Gdy pochylisz nade mną twe usta..." M. Pawlikowska- Jasnorzewska

 

 Gdy pochylisz nade mną twe usta pocałunkami nabrzmiałe,
usta moje ulecą jak dwa skrzydełka ze strachu białe,
krew moja się zerwie, aby uciekać daleko, daleko
i o twarz mi uderzy płonąca czerwona rzeka.
Oczy moje, które pod wzrokiem twym słodkim się niebią,
oczy moje umrą, a powieki je cicho pogrzebią.
Pierś moja w objęciu twej ręki stopi się jakby śnieg,
i cała zniknę jak obłok, na którym za mocny wicher legł.-

Maria Pawlikowska-Jasnorzewska

"Diamentowe skrzypienie" M. Pawlikowska- Jasnorzewska



Czwarta rano. Świt mglisty i bury.
Ogród w mleku wykąpany białem.
Wkoło uszu drobne ptasie chóry,
Jak poduszka wypchana diamentowym miałem.

Za oknem - jak z naturą zgodnie, jak pokornie
Śpi kilka domostw!
Bliżej kark słonecznika, patrzącego w Orient,
Rysuje się nieruchomo...


Maria Pawlikowska-Jasnorzewska




ilustracja: A. Czerwiński
http://picasaweb.google.com/lh/photo/103yFxmUGQAsIAGVX2bFIA

niedziela, 26 września 2010

"Jedno moje dmuchnięcie..." M. Pawlikowska- Jasnorzewska



Jedno moje dmuchnięcie - i poleciał bezwładnie w dal
ten mieszkaniec mojej książki,
owad-pyłek, obywatel drukowanych stronic.
Bibliofil najuboższy! Widzę go w miejscu, gdzie opadł.
Trwa tam spokojnie dalej, nienaruszony.
Zazdroszczę mu, że żyje w innym świecie,
w powietrzu łaskawszym, nośnym jak hamak, gęstym od tajemnic.
Skromne jego życie obraca się wśród cudowności,
jak w starodawnych Indiach życie religijnego człowieka - poety.
Potężna Dewa, pod moją postacią zjawiona,
dmuchnęła nań życzliwie, choć kapryśnie.
Teraz ściga go ręka bóstwa, teraz trzyma go na dłoni.
Błękitne słońca oczu naświetlają go, pełne dobroci.
Jeśli robaczek uświadamia mnie sobie,
to jest to zaczątek, zarodek modlitwy w duszy tej pyłkowej.
Jakże łatwo jej wierzyć w siły nadprzyrodzone!
A przed nami jakże pilnie zataja się każdy anioł,
w jaką niewidzialność stroją się wyższe szczeble ponad ludzkością,
dopomagając nam do skręcenia karku w pysze i ciemnocie.
Czarny, zwijny wciornastek,
którego w tej chwili uratować muszę z topieli w wazonie róż,
ten półcentymetrowy łajdaczyna,
piękniejszą ma formę życia ode mnie,
bo przestaje z bogami, którzy go litością swoją zaszczycają.


Maria Pawlikowska-Jasnorzewska





ilustracja ze strony:
http://artnow.ru/en/homchik

"Zasypiamy w słowach " Zbigniew Herbert



Zasypiamy na słowach
budzimy się w słowach
czasem są to łagodne
proste rzeczowniki
las albo okręt
odrywają się od nas
las odchodzi szybko
za linię horyzontu
okręt odpływa
bez śladu i przyczyny
niebezpieczne są słowa
które wypadły z całości
urywki zdań sentencji
początki refrenu
zapomnianego hymnu
"zbawieni będą ci którzy..."
"pamiętaj abyś..."
lub "jak"
drobna i kłująca szpilka
co spajała
najpiękniejszą zgubioną
metaforę świata
trzeba śnić cierpliwie
w nadziei że treść się dopełni
że brakujące słowa
wejdą w kalekie zdania
i pewność na którą czekamy
zarzuci kotwicę.



Zbigniew Herbert



ilustracja: Tomasz Sętowski " Statek argonautów"
http://cojestgrane.pl/slideshow/16751/slide/1/

"Kabała" Bolesław Leśmian


Oto pragnę odgadnąć bieg życia strumieni -
Dni przyszłe, dni wysiłkiem godzin rozszalałe -
W dłoni mam karty zżółkłe jak liście jesieni
Od wichru wróżb trawiących. Układam kabałę...

I gdy duch mój prastarą z życiem strudzon waśnią
W ogniach jasnowidzenia pali snów obiatę.
Pokój się rozezłaca w zamkową komnatę.
Ja - i wszystko poza mną wnet się staje baśnią!

Z kart głębi, gdzie się tają portrety odwieczne
Czterech dworów królewskich, zaświatowych dworów,
Wychodzą do odklętych podobne upiorów
Króle, damy i pazie - cztery sny słoneczne!

Zmarłych dawno czarownic widziadlane syny,
W turkusach i topazach, w jedwabiach i złocie,
W stroju sennych, zawiłym - ku mojej tęsknocie
Zwracają martwe oczy i ust koral siny.

I unosząc w swych berłach wieczności promienie,
W kabalistycznym tańcu wirują o sali -
Damy jak tulipany - pazie jak złocienie,
Królowie jak lotosy, które żądza pali!

Do tańca gra im zwiewna, dalsza od miesiąca
Muzyka wywołana ich stóp wirowaniem,
Melodia nie wiadomo skąd wypływająca.
Melodia, co trwa kędyś poza własnym trwaniem.

Trwa i śpiewa o bramach, gdzie w progach u celu
Nic nas jeszcze nie czeka prócz oczekiwania,
O krainach przebrzmiałych, kędy w harf weselu
Sam taniec bez tancerzy upojnie się słania!...

Sam taniec bez tancerzy, sam szał bez przedmiotu -
Trwa i śpiewa, i nagle w oddaleniu kona.
Wraz z nim pierzcha i moja baśń nie dokończona,
Sen wysnuty z niczego albo z gwiazd obrotu!

I znowu dawny pokój widzę pełen cieni,
Co przed chwilą krył zamku zaklętego chwałę -
W dłoni mam karty zżółkłe jak liście jesieni
Od wichru wróżb trawiących. Układam kabałę...

Bolesław Leśmian





"Jesień " M. Pawlikowska- Jasnorzewska

Gąszcz złotoblady
jak zeschły wieniec dębowy,
jak stos listów pełnych miłości i zdrady,
o których już nie ma mowy. -
Obręcze gałęzi płowych
wiążą się w koszyk złoty -
Tam sarny wstają z klęczek, tu szeleszczą sowy
i wiewiórki wyskakują jak z groty.
Orzechy potrójne zwisają jak z półek,
słońce jak driada przemyka się schylone,
a fauny wabią w tę i w tę stronę,
naśladując głosy kukułek.
Na niespodzianej i okrągłej łące
stanęła sama jesień w amazonce czarnej,
w woalce bladej -
i wsparta na klaczy swej złotogniadej,
oczami zranionej sarny
patrzy na liście lecące - - -
Zdejmuje złoty trykorn, patrzy na zegarek
wstrząsa obcięte włosy, malowane henną,
i zaciska powieki fiołkowe i stare
i płacze rosą jesienną -


Maria Pawlikowska-Jasnorzewska





ilustracja ze strony:
http://www.stumbleupon.com/

piątek, 24 września 2010

"Dziękuję" Helena Oshiro

Dla  Magdy-Gosi :*:)
" Nie skarby są przyjaciółmi,
ale PRZYJACIEL SKARBEM"


Dziękuję za Twój uśmiech,
otwarte okno Twego istnienia,

Dziękuję za Twe spojrzenie,
zwierciadło Twojej uczciwości.

Dziękuję za Twoje łzy,
które są znakiem,
że dzielisz radość lub smutek.

Dziękuję za Twoją rękę,
zawsze wyciągniętą,
aby dać lub otrzymać.

Dziękuję za Twoje objęcia,
które są szczerą gościną
twojego serca.

Dziękuję za Twoje słowo,
wyraz tego, co kochasz,
i w czym pokładasz nadzieję.

Dziękuję, że Jesteś.


Helena Oshiro

"Myślę o Tobie" Tadeusz Borowski

Myślę o tobie. Twoje oczy,
twój głos, twój uśmiech przypominam,
patrząc na niebo. Zboczem nieba
zsuwa się obłok, jakbyś lekko
profil zwróciła w lewo. Ówdzie
drzewo wplątane w wiatr przechyla
koronę twoim przechyleniem,
a tam w powietrzu ptak się waży -
i wiem, że tak do twarzy wznosisz
dłoń w zamyśleniu. Rozproszona
uroda rzeczy, błysk przelotny
piękna na ziemi wiem, że w tobie
uwiązł i zastygł w kształt...




Tadeusz Borowski

"Kometa" Władysław Broniewski



Ach, myśli opętane, bezładne, bezdarne!
Ach, słowa niepojęte twardego wyroku!
Przez wicher się przedziera, wśród wichru upadnę,
jak wicher huczy we mnie bezdenny niepokój.

Dlatego w snach się błąkam, bezsenny i chory,
jak świeca gorejąca dogasam powoli
i nie wiem, czemu milczą srebrne gwiazdozbiory
nad moim ogniem, śpiewem i snem, który boli.

Ach, muszę się wypalić do dna i do końca,
jak światła wędrujące po gościńcach mlecznych,
zanim upadnę gwiazdą obłędem płonącą,
kometą snów bolesnych, a światu zbytecznych.

Władysław Broniewski

"Dla niemłodej i bezsilnej..." M. Pawlikowska- Jasnorzewska



Dla niemłodej i bezsilnej już kochanki
uroczą maską wenecką,
maską z czarnych koronek,
staje się gęsty mrok.
Jeśli gości ona u siebie swego ulubieńca,
to tylko w słabo oświetlonych salonach
czy sypialniach, gdzie abażury tłumią światło,
gdzie panuje ciemność,
rozjaśniona zaledwie głuchym rumieńcem lampy.
Szczytem podobnych zabezpieczeń byłby
- ślepy kochanek.
Najzdradliwszy wróg: bystre jego oczy
- znikły oto z pola nieustannej walki.
Wynikające stąd zawieszenie broni
pozwalałoby zastraszonej dotychczas duszy
na roztoczenie wszystkich swoich śmiałych czarów,
uśmiechów, miłości dowcipnej.
Namiętność nie zna innych tragedyj prócz swojej
- innej litości jak nad sobą.
Jej egoizm broniłby nawet ślepych tych oczu
przed ratowniczą uzdrawiającą operacją.
Jakbym ją widziała, tę zwiędłą,
ale wciąż jeszcze płomienną kobietę,
gdy z rozpaczą odpycha w progu swego domu
zbawczych okulistów, obawiając się o swoje
ciche szczęście.


Maria Pawlikowska-Jasnorzewska






ilustracje pochodzą ze strony:
http://katalina.blogerki.pl/2009/11/15/maski-weneckie_dcfa.html

"Pod jedną gwiazdką" Wisława Szymborska

Przepraszam przypadek,
że nazywam go koniecznością.
Przepraszam konieczność,
jeśli jednak się mylę.
Niech się nie gniewa szczęście,
że biorę je jak swoje.
Niech mi zapomną umarli,
że ledwie tlą się w pamięci.
Przepraszam czas za mnogość
przeoczonego świata na sekundę.
Przepraszam dawną miłość,
że nową uważam za pierwszą.
Wybaczcie mi, dalekie wojny,
że noszę kwiaty do domu.
Wybaczcie, otwarte rany,
że kłuję się w palec.
Przepraszam wołających z otchłani
za płytę z menuetem.
Przepraszam ludzi na dworcach
za sen o piątej rano.
Daruj, szczuta nadziejo,
że śmieję się czasem.
Darujcie mi, pustynie,
że z łyżką wody nie biegnę.
I ty, jastrzębiu, od lat ten sam,
w tej samej klatce,
zapatrzony bez ruchu zawsze
w ten sam punkt,
odpuść mi, nawet gdybyś
był ptakiem wypchanym.
Przepraszam ścięte drzewo
za cztery nogi stołowe.
Przepraszam wielkie pytania
za małe odpowiedzi.
Prawdo, nie zwracaj na mnie
zbyt bacznej uwagi.
Powago, okaż mi wspaniałomyślność.
Ścierp, tajemnico bytu,
że wyskrobuję nitki z twego trenu
Nie oskarżaj mnie duszo,
że rzadko cię miewam.
Przepraszam wszystko,
że nie mogę być wszędzie.
Przepraszam wszystkich,
że nie umiem być każdym i każdą.
Wiem, że póki żyję,
nic mnie nie usprawiedliwia,
ponieważ sama sobie na przeszkodzie.
Nie miej mi za złe, mowo,
że pożyczam patetycznych słów,
a potem trudu dokładam,
żeby wydały się lekkie.




Wisława Szymborska



ilustracja ze strony:
http://www.szkolenia.tv/

"Jest serca kraj" Tadeusz Miciński


Jest serca kraj na modrej morza fali,
gdzie Centaur dzikiej poucza mądrości,
gdzie bór indyjskie rozwiesza wonności
i w wodospadach rzeka się krysztali.
Tam żyjesz Ty - i Bóg mi Cię zazdrości -
weźmie Cię - gdy serce moje spali...





Tadeusz Miciński




ilustracja:Arnold Böcklin "Centaur i nimfa"
http://www.1st-art-gallery.com

"Albatros" Charles Baudelaire


Czasami dla zabawy uda się załodze
Pochwycić albatrosa, co śladem okrętu
Polatuje, bezwiednie towarzysząc w drodze,
Która wiedzie przez fale gorzkiego odmętu.

Ptaki dalekolotne, albatrosy białe,
Osaczone, niezdarne, zhańbione głęboko,
Opuszczają bezradnie swe skrzydła wspaniałe
I jak wiosła zbyt ciężkie po pokładzie wloką

O jakiż jesteś marny, jaki szpetny z bliska,
Ty, niegdyś piękny w locie, wysoko, daleko!
Ktoś ci fajką w dziób stuka, ktoś dla pośmiewiska
Przedrzeźnia twe podrygi, skrzydlaty kaleko!

Poeta jest podobny księciu na obłoku,
Który brata się z burzą, a szydzi z łucznika;
Lecz spędzony na ziemię i szczuty co kroku
Wiecznie się o swe skrzydła olbrzymie potyka




Charles Baudelaire
tłum. Wisława Szymborska

"Biała magia" K. K. Baczyński



Stojąc przed lustrem ciszy
Barbara z rękami u włosów
nalewa w szklane ciało
srebrne kropelki głosu.

I wtedy jak dzban - światłem
zapełnia się i szkląca
przejmuje w siebie gwiazdy
i biały pył miesiąca.

Przez ciała drżący pryzmat
w muzyce białych iskier
łasice się prześlizną
jak snu puszyste listki.

Oszronią się w nim niedźwiedzie,
jasne od gwiazd polarnych,
i myszy się strumień przewiedzie
płynąc lawiną gwarną.

Aż napełniona mlecznie,
w sen się powoli zapadnie,
a czas melodyjnie osiądzie
kaskadą blasku na dnie.

Więc ma Barbara srebrne
ciało. W nim pręży się miękko
biała łasica milczenia
pod niewidzialną ręką.





Krzysztof Kamil Baczyński

środa, 22 września 2010

"Napis" Zbigniew Herbert

Patrzysz na moje ręce
są słabe - mówisz - jak kwiaty

patrzysz na moje usta
za małe by wyrzec: świat

- kołyszmy się lepiej na łodydze chwil
pijmy wiatr
i patrzmy jak zachodzą nam oczy
woń więdnienia jest najpiękniejsza
a kształt ruin znieczula

we mnie jest płomień który myśli
i wiatr na pożar i na żagle

ręce mam niecierpliwe
mogę
głowę przyjaciela
ulepić z powietrza

powtarzam wiersz który chciałbym
przetłumaczyć na sanskryt
lub piramidę:

gdy wyschnie źródło gwiazd
będziemy świecić nocom

gdy skamienieje wiatr
będziemy wzruszać powietrze



Zbigniew Herbert




ilustracja ze strony:
www.loreleiweb.com

"Kasztan" Tadeusz Różewicz

Najsmutniej jest wyjechać
z domu jesiennym rankiem
gdy nic nie wróży rychłego powrotu

Kasztan przed domem zasadzony
przez ojca rośnie w naszych oczach

matka jest mała
i można ją nosić na rękach

na półce stoją słoiki
w których konfitury
jak boginie ze słodkimi ustami
zachowały smak
wiecznej młodości

wojsko w rogu szuflady już
do końca świata będzie ołowiane

a Bóg wszechmocny który mieszał
gorycz do słodyczy
wisi na ścianie bezradny
i źle namalowany

Dzieciństwo jest jak zatarte oblicze
na złotej monecie która dźwięczy
czysto.




Tadeusz Różewicz

"Kobieta z alabastru" Małgorzata Rams


Wyrzeźbiono z alabastru,
Pokazując moje piękno,
Kruchość i delikatność.
Ubrano-
W jedwab i aksamit,
Pozwolono podziwiać,
Nie dotykając.
Zabroniono kochać kobietę ,
O twarzy anioła,
Oczach jak szmaragdy.
Mogę tylko płakać,
Łzami z alabastru,
Nie zaznając miłości.
Czyim jestem dziełem?
Tak pięknym-
A zarazem tak nieudanym.


Małgorzata Rams



ilustracja ze strony:
http://www.veronese.com.pl/

"Doczołgałam się ku tajemnicom..." M. Pawlikowska- Jasnorzewska



Doczołgałam się ku tajemnicom
na kolanach,
upojona zapachem kwitnących tam roślin,
flor duszy,
lubiących odludzie,
jak Convalaria majalis,
niepokalana.

Teraz powiem wam coś, co was wzruszy,
panowie i panie!
Zdobyczą się z wami podzielę,
abyście nad siebie wyrośli,
przyjęli moje podsłuchy,
rozkwitli moim doznaniem...
Powiem - czy nie za wiele?

Bo już w oczach błyska wam gniew,
już się i wasza przyjaźń
w pogardę zamienia,
za to, że świat okradam
z kwitnących przemilczeń,
że o tyle mniej będzie w powietrzu
tych przeczuć, tych mgnień tajemniczych,
co raz ciemnieją, raz lśnią...

Słusznie trapią się państwo
i słusznie się boją,
że z ogólnej własności
chcę uczynić swoją,
strojąc się w nią...


Maria Pawlikowska-Jasnorzewska






ilustracja ze strony:http://wolfhillgardencenter.com/MayBloomers.html

"Człowiek, co winien jest, że ogród raju" M. Pawlikowska- Jasnorzewska




Człowiek, co winien jest, że ogród raju
Zmienił na drogę boleści pątniczą,
Gdzie jest spotkanie każde na rozstaju
A dni bez męki za radość się liczą,
Nieurodzajem gdzie każdy użątek,
Zawodem każda nadziei otucha,
A kresem płaczu nowych łez początek,
Co z serca wiecznie wezbranego bucha -
- Człowiek ten za to ma dziś taką chwilę,
Że mu zazdroszczą tęczowe motyle;
Że nakłaniają doń słuch źdźbła mietlicy,
Aby dojść jego dziwnej tajemnicy;
Że się zlatują doń wiatry swawolne,
Zrozumieć tego ni pojąć niezdolne;
Że nawet świerszcze umilkły w zdziwieniu
I same swemu dziwią się milczeniu,
I nasłuchują zdumione, ciekawe:
Iż oto człowiek ten legł sobie w trawie
I ŚPIEWA !


Maria Pawlikowska-Jasnorzewska

"Cisza" M. Pawlikowska- Jasnorzewska



Podczas gdy cisza się pali,
niebo rusza mewą puchową
jak wachlarzem dla śpiącej fali,
która leży z mątwą pod głową.


Maria Pawlikowska-Jasnorzewska

niedziela, 19 września 2010

"Notatnik" Czesław Miłosz


Co można wyrazić? Nic nie można wyrazić.
Ogień pod fajerkami. Nastka smaży bliny.
Grudzień. Przed świtem. W wiosce pod Jaszunami.
Powinienem już umrzeć, a ciągle nie skończona praca.
Od ludzkiej mowy do niemych wierszy jak daleko!
Rozpościera się dolina, znaki, światło.
Nie byłem silny, Panie. Żadnego we mnie męstwa.
Wiodłeś mnie nad otchłanie
I nad niepodobieństwa.
Na zawsze niedojrzały,
Tylko ja wiem jak śmieszny...

Ciepła dolina żyjących wiecznie.
Przechadzają się nad zielonymi wodami.
Mnie rysują na piersi czerwonym tuszem
Serce i znaki łaskawego przyjęcia. Pochwalać.
To chyba tylko zostało
Pamiętającemu, który powoli rozważa
Nieszczęście za nieszczęściem i skąd uderzyło.
Ci ludzie obok nie wiedzą, jak trudno udawać, że nigdy nic, normalność.
Kochałem Pana Boga ze wszystkich sił swoich
na piaszczystych drogach przez lasy.
Gdzie jest pamięć dni, które były twoimi dniami na ziemi,
I sprawiały radość i ból, i były tobie wszechświatem?
Nisko, pod spodem, w czeluści,
Stół, a na nim gruba księga,
I wpisująca w nią ręka...

U bramy
Piekła stała obnażona
Chciałem świat opisać jak u Lukrecjusza,
Ale wszystko się zanadto pokomplikowało,
I wyrazów w słowniku byłoby za mało,
Więc tylko wykrzykiwałem: A jednak się rusza!
Zdejmuje majtki Poliksena
Mówiłem do niej: zawsze Ciebie jedynie kochałem, i teraz wiem,
skąd bierze się utrata.
Moja miłość we śnie, wiewiórka w leszczynie.
Miasta! Nie zostałyście opisane.
Przodem szli dorośli, w swoich głupawych rozmowach.
Płynie rzeka Wilia obojętna.
Litością i odrazą porażony.




Czesław Miłosz

* * *[Pokazują mi słowa...] Halina Poświatowska

pokazują mi słowa
mówią
zapach róży można odnaleźć w słowie

a ja znajduję papier papier i papier
ani zapachu
ani koloru

i wiem
że snop iskier
gdy robotnicy spawają szyny tramwajowe
a my stoimy kołem
dwóch chłopców dziesięcioletnich i ja
snop iskier
znaczy o wiele bardziej
niż słowo światło
i gdy mój znajomy sparaliżowany w fotelu na kółkach
odgryza kawałek chleba który mu podaję
to przechylenie jego głowy
ruch szczęk
ma w sobie więcej życia
niż słowo życie


Halina Poświatowska


"Aleja w głębi czasu" Kazimierz Wierzyński


Posągi stoją w głębi czasu,
W przejrzystej wodzie głębinowej:
Twarze obmyte z rysów,
Oczy zjedzone solą,
Ramiona bez rąk,
Stopy na płask
I nawet fałdy szat
Spływają po nich
W poszarpanych plisach.

To są wyspy w morzach minionych,
W ciszy znieruchomienia,
W obojętnej przyrodzie:
Tędy szła miłość ludzka
I kuła w marmurach
Aleje swojego uśmiechu.

Kto i dla kogo - nie wie nikt,
Jest to ostatni przewodnik
Głębinowego bytu:
Bez twarzy, bez rąk i bez szat,
Sama nagość w kamieniu,
Sama nagość miłości
Nie zatraconej w czasie,
Nie roztopionej w przyrodzie,
Nie odebranej człowiekowi.



Kazimierz Wierzyński


"Koniec i początek" Wisława Szymborska


Po każdej wojnie
ktoś musi posprzątać
Jaki taki porządek
sam się przecież nie zrobi.

Ktoś musi zepchnąć gruzy
na pobocza dróg,
żeby mogły przejechać
wozy pełne trupów.

Ktoś musi grzęznąć
w szlamie i popiele,
sprężynach kanap,
drzazgach szkła
i krwawych szmatach.

Ktoś musi przywlec belkę
do podparcia ściany,
ktoś oszklić okno
i osadzić drzwi na zawiasach.

Fotogeniczne to nie jest
i wymaga lat.
Wszystkie kamery wyjechały już
na inną wojnę.

Mosty trzeba z powrotem
i dworce na nowo.
W strzępach będą rękawy
od zakasywania.

Ktoś z miotłą w rękach
wspomina jeszcze jak było.
Ktoś słucha
przytakuje nie urwaną głową.
Ale już w ich pobliżu
zaczną kręcić się tacy,
których to będzie nudzić.

Ktoś czasem jeszcze
wykopie spod krzaka
przeżarte rdzą argumenty
i poprzenosi je na stos odpadków.

Ci, co wiedzieli
o co tutaj szło,
muszą ustąpić miejsca tym,
co wiedzą mało.
I mniej niż mało.
I wreszcie tyle co nic.

W trawie, która porosła
przyczyny i skutki,
musi ktoś sobie leżeć
z kłosem w zębach
i gapić się na chmury.



Wisława Szymborska





ilustracja:"W trawie dobrze poleżeć" autor kamykoczlowiek
http://www.digart.pl/praca/3110166

sobota, 18 września 2010

"Ulice wciąż są nagrzane..." Anna Frajlich


Ulice wciąż są nagrzane
moją myślą o tobie
ruch na chodnikach wielki
jakby w oczekiwaniu
że wyjdziesz mi dziś naprzeciw
róże w różnych kolorach
na klombach i pod murami
ale jakże nietrwałe
wiosną o nich mówiłeś
a kwitną jeszcze i kwitną
gdy obok przechodzimy
ty z jesiennym katarem
ja z lękiem
że wszystko minie.



Anna Frajlich

"Było niebo, była wieczność" M. Pawlikowska- Jasnorzewska

Było niebo, była wieczność.
Ekstaza miłości,
zachwyt bezcielesny z otwartymi objęciami,
bieg o stopę ponad ziemią.
Było niebo, była wieczność.
W centrum młodości,
w czasie dojścia do zenitu sił miłosnych,
naszej doczesnej wieczności.
Wzruszasz dzisiaj ramieniem,
wspominając ówczesne szaleństwo
twoich młodocianych zmysłów?

No to szydzisz z nieba,
z promienistego nieba dzikiej młodości!
Wszyscy, choć raz w życiu, wstępujemy do raju.
Wszystkich nas wypędza z niego grzech,
którym jest czas.
Czas to nasz grzech rajski.
Czy zdarzyło ci się,
będąc młodym i szczęśliwie zakochanym,
słuchać koncertu Bacha?
Tak? Byłeś więc w niebie.
Krótko? Dłużej byś nie wytrzymał.
Byłeś tyle, na ile cię stać.
Raj jest za tobą, nie przed tobą, nie nad tobą.
Odwróć się i patrz:
tam, nisko na horyzoncie,
złoci się jeszcze i lazurzy dawne twoje niebo.




Maria Pawlikowska-Jasnorzewska

"Bogactwo świata jest wielkie..." M. Pawlikowska- Jasnorzewska




Bogactwo świata jest wielkie.
W ustach maluje się
jak w oku
świat
w różnobarwnych smaków tęczy - 
świat, który skarb żywności piętrzy
w tysiąc kontrastów,
tysiąc pokus.

I tysiąc kwiatów z pól, zagonów
oddycha prosto w nozdrza twoje:
piękne zapachem,
barwne strojem
kształty gwiazd,
krążków,
heksagonów...

I bezmiar spojrzeń:
patrzą, wierzą,
z miłością idą,
szczęście niosą.

Oczy przyjaciół,
oczy zwierząt,
darzą cię smutkiem i rozkoszą.

Wreszcie
po wielu
pięknych wiosnach
masz w epilogu: tysiąc chorób
i tysiąc śmierci do wyboru -
a każda inna,
każda wzniosła.



Maria Pawlikowska-Jasnorzewska

"Ból fizyczny" M. Pawlikowska Jasnorzewska

Nie dba o wycie bomby 
ni o kul poświsty,
Kto zasadzki cierpienia 
nie poznał wieczystej.
Aż się dowie o prawdzie, 
gdy mu niespodzianie
Ból, jak Bóg, stanie w nerwach, 
jak w krzaku ognistym!...








Maria Pawlikowska- Jasnorzewska





ilustracja: "Ogień" autor: Quentine
http://www.digart.pl/praca/838501/Ogien.html

"A czyż ją samą obronił..." M. Pawlikowska- Jasnorzewska



A czyż ją samą obronił kto od pocisków starości,
od inwazji tego czy innego wroga,
od zniszczenia tych pól i łąk,
tych ogrodów różanych i winnic, tej rozbudowy,
tej instytucji kwitnącej, która stanowiła jej młody organizm,
jej zamknięte w sobie państwo, jedyne w swoim rodzaju,
bo niepowtarzalne?
W gruzach leży ta drobna monarchia, zbombardowana przez godziny,
przez dni, zmotoryzowanymi jednostkami lat silnie prącymi naprzód,
nieubłaganie, do ostatka zajmowana.
Straszliwe naloty czasu, pustoszące piękność i czar miłosny;
wreszcie poddanie się, z podniesieniem w górę suchych, drżących rąk
i opuszczeniem zwiędłych powiek...
Twardość serca, wyrabiana przez wieczystą i nieustającą wojnę na tym świecie,
broni nas przed płonnym płaczem na widok ruin i bezładnego rumowiska
tej oto Kartaginy, która była kobietą.


Maria Pawlikowska- Jasnorzewska





ilustracja: Josephine Wall "Seasons of Life"
http://www.flickr.com/photos/fantasy-art-and-portraits/3319157458/

piątek, 17 września 2010

"Szkicownik poetycki" (1939)- 65 M. Pawlikowska- Jasnorzewska

Oto jesień.
Natura, piękna, ale już wiekiem swoim odstraszająca, pełna skarbów jeszcze, ale nie mająca komu ich ofiarować, wspaniała w swojej urażonej dumie, stroi się już tylko sama dla siebie, w jarzębiny i głogi, w miedziane i zielone paprocie.
Uśmiechem chłodnym pod wieczór i zimnem westchnieniem żegna dzień pustelniczy, z nienawiścią w sercu dla tych, którzy przyśpieszyli kres jej młodości.
Z nadejściem nocy roztacza gniewne jeszcze krwią lata czary gwiaździste, na dowód, że za wcześnie w grób ją strącono.
Dzieli ona los wielu kobiet zdumionych nagłym brakiem wielbicieli, kobiet niezmiennie jeszcze pięknych, ale opuszczonych, ale samotnych, gdyż nie umiały czy nie mogły zachować w tajemnicy zbyt dawnej daty swoich urodzin!



Maria Pawlikowska- Jasnorzewska

"jesienny latawiec" Zbigniew Budek

patrzę na pergamin
łapię się na własnych myślach
dopisuję jeszcze co nieco
od skrawka do skrawka
oszczędnie kaligrafuję
liść jest taki malutki
a rzeczy aż olbrzymie

tak jak podróż do ciebie
niezależna
i od nikogo i niczego
w każdej pogodzie śnię

z obrazów chwytam
własne słowa
w uchu łoskot rozważań
wers za wersem
krok za krokiem
drepcą po wypłakanym śnie

z płaczu wyróżnia się szept
dziergam słowami wiersze
ukrywam w nich nici
z złotej poezji myśli
jesień to taki wybrany czas

mamy dla siebie chwile
żeby z jaskini ziemi
puszczać latawce
z zapisanego pergaminu




 Zbigniew Budek 

"Niebo- to, czego nie dosięgam..." Emily Dickinson

239


"Niebo" - to, czego nie dosięgam!
Już jabłko na jabłoni -
Gdy gałąź dłuższa niż nadzieja -
Jest "Niebem" - dla mej dłoni!

Nieśpieszny obłok - ze swą barwą -
Cudze pola - rozstaje -
Łąka za wzgórzem - dom za łąką -
Już to - jest dla mnie rajem!

W złudne purpury popołudni
Łatwowiernie przebrani -
Wabimy tęsknie - tego magika -
Co - wczoraj - wzgardził nami!



Emily Dickinson

"jabłka i kobiety" Zbigniew Budek

uczciwość
wiekami zapisywana
o owocu i rządach
zdradliwej strawie
pięknym kobietom
wmawiana

zostawiając nam
w jabłku
sławę grzechu
i niezgody



Zbigniew Budek

"Tu jestem" Anna Frajlich

Tu jestem
zamieszkuję własne życie
jak ślimak swoją przestrzeń
każda moja sekunda
przylega do mnie
jak skóra
komuś innemu tu ciasno
coś w żebro się wciska
uwiera a ja w labiryntach
bez kłębka
i bez okienka na strychu.

I gdy mnie wrzucą do ziemi
to tak jak orzech
w łupinie przylegającej
zamknięty.



Anna Frajlich




ilustracja ze strony:
http://www.flickr.com/photos/garyhayes/2268517380/in/set-72157603916538588/

"Fire and ice" - "Ogień i lód" Robert Frost

Fire and ice

Some say the world will end in fire,
Some say in ice.
From what I've tasted of desire,
I hold with those, who favour fire.
But if it had to perish twice,
I think I know enough of hate
To say that for destruction ice
Is also great
And would suffice.



Ogień i lód

Mówią, że świat zabije ogień,
Albo, że lód.
Poznawszy żądzę stanąć mogę
Po stronie tych, co wolą ogień.
Lecz gdyby miał on zginąć znów,
Myślę, że wiem o nienawiści
Dosyć, by stwierdzić, że i lód
Też by go zniszczył,
Też by go zgniótł.



Robert Frost

przełożył Maciej Froński




ilustracja:
http://www.publicdomainpictures.net/

"Nie wchodź łagodnie do tej dobrej nocy." Thomas Dylan

Nie wchodź łagodnie do tej dobrej nocy,
Starość u kresu dnia niech płonie, krwawi;
Buntuj się, buntuj, gdy światło się mroczy.

Mędrcy, choć wiedzą, że ciemność w nich wkroczy -
Bo nie rozszczepią słowami błyskawic -
Nie wchodzą cicho do tej dobrej nocy.

Cnotliwi, płacząc kiedy ich otoczy
Wspomnienie czynów w kruchym wieńcu sławy,
Niech się buntują, gdy światło się mroczy.

Szaleni słońce chwytający w locie,
Wasz śpiew radosny by mu trenem łzawym;
Nie wchodźcie cicho do tej dobrej nocy.

Posępnym, którym śmierć oślepia oczy,
Niech wzrok się w blasku jak meteor pławi;
Niech się buntują, gdy światło się mroczy.

Błogosławieństwem i klątwą niech broczy
Łza twoja, ojcze w niebie niełaskawym.
Nie wchodź łagodnie do tej dobrej nocy.
Buntuj się, buntuj, gdy światło się mroczy.




Thomas Dylan





ilusracja: Krzysztof Sobczak 2006

"Cztery dni" Jan Brzechwa

Byłem lądem przez pierwszy dzień -
Deptały mnie miliony nóg,
Czułem na twarzy rdzę, popioły, kurzawę...
Z wulkanicznych tchnień
Piersi mych wygiętych w łuk
Wyrzucałem mękę skamieniałą w lawę.
Jęczałem ze dna otchłani,
Z głębin, które milczą niewidzialne,
Dyszałem w skwary upalne
Upałem bezwilgłej krtani.
Cierpiałem wieczystym znużeniem
Przenikającym w rdzeń:

Byłem lądem przez pierwszy dzień
I nikt się nie zmiłował nad moim cierpieniem.

Byłem morzem przez drugi dzień -
Lękała mnie własna bezdenność,
Wód bezsenność i fal bezimienność,
I bezsilna niewysłowność drżeń
Ożywiających powierzchnię.
Krwawiła we mnie czerwień słońca, gdy się zmierzchnie.
Czerwień krwawa - bez krwi
I czerwone korale przegięte na kształt brwi
Wyrastające we mnie.
Daremność, której nie wyśnię, sny, których nie udaremnię,
Sączyły się słonym strumieniem
Przenikającym w rdzeń:

Byłem morzem przez drugi dzień
I nikt się nie zmiłował nad moim cierpieniem.

Byłem niebem na trzeci dzień -
Gwiazdy mi śpiewały chorały
I padał na mnie wielki zagadkowy cień,
Przed którym planety znikały.
Dźwigałem w źrenicach piekło słoneczne,
Dźwigałem rzeczy wieczne
I bezcielesne jak tajemnica -
Czułem zimną powierzchnię księżyca,
Gdy na wargach mych gasł,
A ze mnie wypływał w pobliskie światy Czas
I płynął, i płynął strumieniem
Przenikającym w rdzeń:

Byłem niebem przez trzeci dzień
I nikt się nie zmiłował nad moim cierpieniem.

Czwartego dnia przyszedł ktoś o rozwianych włosach,
Przyszedł ktoś mocny, o kim wiedziałem we śnie,
I zabił mnie jednocześnie -
Na lądzie, na morzu i w niebiosach.




Jan Brzechwa




ilustracja: autor Macivs," Ląd, morze, niebo"
http://www.digart.pl/praca/1745389

"Bezdomni ci co chcą" Wojciech Bellon


Bezdomni ci co chcą być z sobą
recepcje ich znają w hotelach
a kawiarniane dymy prószą im skronie
i ciągle coś nie tak gdy telefon się kończy
zanim zacznie się rozmowa
kiedy myśli milkną choć jeszcze
nie padło słowo
Moja ty na kilometrów wiele
telefoniczna miłości
Moja ty co miesiąc co kwartał co rok
przyjdzie on inżynier
w butach wyglansowanych
przyjdą dzieci rezolutne
estetycznie ubrane
przyjdzie dzień
w którym poznać nie będę cię mógł
bo przez telefon powiesz mi
ta pani już tu nie mieszka
wiem nasionka swe sialiśmy
w doniczkach
kolegów różnych sobą bawiąc
w domu który na godzinę
w hotelu
i w knajpach co nas przygarniały
więc idź mówię
do odłożonej słuchawki


Wojciech Bellon

wtorek, 14 września 2010

"Cud nietoperza" M. Pawlikowska- Jasnorzewska

Ja byłem ssakiem,
A chciałem latać;
Pisnąłem, czując bezsiłę -
I stając blisko
Tajemnic świata,
Pragnieniem się modliłem.

I niespodzianie,
Tkanką błon
Porosły moje żądze,
Niosąc mnie
W mroczny niebios skłon,
W chmury,
Fioletem wrzące.

Ach, skrzydłem stała się tęsknota,
Spoistem, miękkiem, czarnem...
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Gdy beznadziejność
Was ogarnie -
Myślcie o moich lotach!






Maria Pawlikowska- Jasnorzewska


„Oczekiwanie” Jan Brzechwa


Czekam dzisiaj na ciebie. Czy ty wiesz, co to znaczy
Na ciebie, miła, czekać, jak ja - nadaremnie?
Nie ma gorszego smutku i większej rozpaczy,
I męki, co jak płomień przepływa przeze mnie.

Minuty i sekundy oczy moje liczą.
Jest ich wiele. Godzina mija za godziną.
A ja czekam i serce zatruwam goryczą.
I łzy niepowstrzymanie po twarzy mi płyną.

Już nie przyjdziesz, nie przyjdziesz! Spełniłaś tę zbrodnię,
Która mnie tak okrutnie przybliża do grobu.
Obok snują się twarze, mijają przechodnie...
Ciebie jednej nie widać! I nie ma sposobu.

Zaraz, wyjdę, pobiegnę.... Może cię dopadnę
Za węgłem, na ulicy i gniewem ogłuszę:
I ręce ci wykręcę, ręce takie ładne,
I będę wniebogłosy przeklinał twą duszę.

Nikczemna! Znowu we mnie obudziłaś zwierzę,
A ja tego żałują i wstydzę się później.
Już korzę się przed tobą, u stóp twoich leżę,
A jeszcze się buntuję, złorzeczę i bluźnię.



Jan Brzechwa