Nie ukrywam, że Maria Pawlikowska-Jasnorzewska jest moim poetyckim idolem. Myślę, że nie muszę nikomu przybliżać Jej sylwetki. Na tym blogu podzielę się z Wami Jej wierszami, bo są piękne. Znajdziecie tutaj też wiersze innych poetów. Wszystkie, które lubię i mają dla mnie znaczenie.

piątek, 18 marca 2011

„Szkicownik poetycki (1939)-38 M.Pawlikowska- Jasnorzewska


Sonet wiosenny, stworzony już jest raz na zawsze pierwszą zielenią brzóz, pierwszą mgłą kwietniowej ektoplazmy, wijącej się wkoło gałęzi- pierwszym grzanym deszczem, który szeptem deklamuje o świcie, w cichej przechadzce swej wkoło po ogrodzie- i pierwszym dźwięknięciem ptaka kowalika, kującego w jakiś meta-metal.

Maria Pawlikowska-Jasnorzewska

"Nadaremność" Bolesław Leśmian


W znoju słońca mozolnie razem z ciszą dzwoni
Rozgrzanych płotów chrust.
Pocałunek sam siebie składa mi na skroni.
Sam - bez pomocy ust...

Z rozwalonej stodoły brzmi niebu przez szpary
Jaskółek płacz i śmiech -
Do pokoju, spłowiałe wzdymając kotary,
Wyrywa się wiosny dech!

Boże, coś pod mym oknem na czarną godzinę
Wonny rozkwiecił bez,
Przebacz, że wbrew Twej wiedzy i przed czasem ginę
Z woli mych własnych łez!...


Bolesław Leśmian

Szkicownik poetycki (1939)- 10 M. Pawlikowska- Jasnorzewska


Nade mną świerki rozłożone w pogodzie, pod niebem trwają bez drgnienia, ciężko zielone.
I myśl moja w tej chwili, bez słów, bez ruchu, zawisła w niebiosach.
Nieruchliwość ta piękniejsza jest od żądań i dążeń.
Jest jak źrenica, sztywno wpatrzona w punk istotnego szczęścia.
Tę jasną pustkę myśli, na widok śnieżnych kop niespiesznych obłoków
przecina mi jedno jedyne obce słowo nevada...
Białe nevady obłoków...
Kiście igliwia, zatrzymane podniesioną ręką ciszy obrzeżone kobaltem,
leżą nade mną bez drgnienia.


Maria Pawlikowska-Jasnorzewska

"Ku radości" Anna Wojdecka



Nie sprawdzaj w dniach minionych
co wyszło... co nie wyszło...
lecz z wiarą i z ufnością
popatrz w przyszłość.
Nie żałuj drzew zimowych,
że nie są kolorowe
bo z wiosną znów zakwitną
kwiaty nowe.
Nie zrywaj swoich pragnień
jak kartki z kalendarza
dopóki wciąż istnieje
dzika plaża.
Nie spalaj swych nadziei
w ogniu niedowierzania
choć cień zwątpienia może
cię dogania..
Nie rzucaj swoich marzeń
na codzienności przemiał
dopóki pod stopami
tętni ziemia!
Nie szukaj ciemnej strony
gdy obok stoi człowiek
... a on, a on uśmiechem
Ci odpowie...


Anna Wojdecka


ilustracja: Vincent van Gogh „kwitnące drzewo”

"Do Natury" M. Pawlikowska- Jasnorzewska



Naturo, o wszechwładna, bądź mi dość ojczyzną!
Twoją chcę być poddaną całym gorzkim sercem...
(I tak nią jestem! Z wolą, czy pomimo woli,
Zmuszona będę kiedyś umrzeć na twój rozkaz...).

Bezlitosna, zarówno dla silnych i słabych,
Byłaś pierwsza i będziesz ostatnia. Zwycięsko
Zawitasz pośród ruin o zmierzchu ludzkości,
Jak bluszcz trwale zielony na trupich pomnikach.

Twój sztandar: tęcza - moim niech będzie, tak barwnym
Jak żaden inny w świecie. Pod nim, cóż mi grozi?
Któż od ciebie silniejszy, aby nas pognębił?
Kto mnie wysiedli z włości twoich wszechobecnych?

Bo i gdzież kresy twoje, najstarsza patrio?
Słońce i księżyc - nasze i dróg mlecznych rozlew.
Komuż rady nie damy, kogo nie zmożemy?
Przed kim drżą władcy, sztabem bronieni lekarskim?

Tęczo, chorągwio, wzniosła ponad pawilony
Wszystkich krajów! Zaborcy rękom niedosięgła!
Siedmiobarwną kokardę nosić chcę na piersi
I na wielkość narodów przez ramię spoglądać.

Złamane skrzydła moje, poszarpaną przeszłość,
Składam przed tobą. Odtąd, promieniejąc dumą,
Patrzeć będę bez trwogi i bez uniesienia
Na zmienianą co roku mapę geografii...

O zachowanie ciebie modlić się nie muszę,
Gdyż sama się zachowasz, boś na wieki wieczna.


Maria Pawlikowska-Jasnorzewska

"Kiedy przyjdziesz" Krzysztof Kamil Baczyński




Wiem, że przyjdziesz, noc będzie rozgrzana,
duszna ciszą i płomieniem bzowym;
kwiaty wiosny niosąc na kolanach
spłyniesz ciszą i ciszą mnie zgubisz...
Może przyjdziesz w rozkrzyczane rano,
strzelisz gwiazdą w słoneczny spokój,
strzelisz sercem w duszę słońcem zlaną
w niespodzianym, dziwnym jakimś roku.
Może będzie deszcz o szyby dzwonił,
na falistym morzu ukojeniem,
może powiesz mi, co walka z życiem,
może powiesz mi, co jest cierpienie.
Może będzie deszcz o szyby dzwonił,
światło będzie piorunem się wiło
(w dali kroki zdyszanej pogoni).
Wiem, że przyjdziesz, wiem, że powiesz:
Miłość...

Krzysztof Kamil Baczyński

Szkicownik poetycki (1939) -58 M. Pawlikowska- Jasnorzewska


    Dziś o świcie rozległy się w parku hymny pochwalne na cześć życia, słowik, kukułka i żaby wspólnie wysławiały doczesność.
Głośno, natrętnie, z uniesieniem. Słowik opiewał miłość, tak łatwą do zdobycia i prostą, tak łaskawą dla niego, na którą wiosna nie każe mu czekać, której nie każe mu poszukiwać w zwątpieniu wiecznym. Żaby patriotycznie sławiły bezpieczną ojczyznę jeziora. Obfitującą w żer, bogatą, o płytkich i bagnistych kresach, zapomnianą przez świat. Kukułka, która grzesząc wypełnia tylko rozkazy przyrody i radość w tym znajduje,
spokojna o niekaralność swoich wrodzonych popędów, wplatała wciąż przekorne i głuche hasło w namiętny koncert. Wszystkim było dobrze.
    Wszyscy, w harmonii ze sobą i światem, chwalili i przechwalali istniejący porządek rzeczy.
    Wówczas człowiek, stojący w swoim oknie, znużony nieustanną własną dysharmonią, obrażony wewnętrznie tysiącem smutków i zgrzytów, ten jakiś samotny człowiek gwizdnął opozycyjnie!
    Gwizdem ulicznika ukrytego na galerii, zbuntowanego przeciw tak gorącemu przytakiwaniu. Wygwizdał ten hymn, który brzmiał dalej, przy wschodzie słońca, pełnym tryumfu...


Maria Pawlikowska-Jasnorzewska

"Tylko jedno pragnienie" Osip Mandelsztam


Niewidzialnie, tajemnie
Pomknąć w ślad za promieniem
W dal, trwającą beze mnie.
A ty promieniej, bowiem
Innego szczęścia nie ma -
Niech ci gwiazda opowie
Całą wiedzę promienia.
A ja ci chcę powiedzieć,
że szept mój cię powiedzie
Tam, gdzie w wiatru powiewie
Promień tobie powierzę.
To dzięki temu promień,
Dzięki temu świetlany,
Że szeptaniem ogromny,
Mamrotaniem ogrzany.

Osip Mandelsztam
tłum. Stanisław Barańczak

"Do słońca" M. Pawlikowska- Jasnorzewska



Oko Trójcy, słońce złotorzęse!
Leczniczą Twoją, ponadfiołkową źrenicą
Spójrz na tę ludzką ziemię, do życia niezdolną,
Lecącą w nicość,
Na jej kraje nieszczęsne, gdzie zmieszana wiosna
Piękny swój rozmach siewny powstrzymała, blednie
I rozwiewa się w mgle -
Na ziemię, gdzie aż tak jest źle,
Że nawet już o pokój modlić się nie wolno.


Maria Pawlikowska-Jasnorzewska


ilustracja: „Mgliste słońce” Robert1982
http://www.digart.pl/praca/3493627

czwartek, 17 marca 2011

"Chmury" Wisława Szymborska


Z opisywaniem chmur
musiałabym się bardzo śpieszyć -
już po ułamku chwili
przestają być te, zaczynają być inne.
Ich właściwością jest
nie powtarzać się nigdy
w kształtach, odcieniach, pozach i układzie.
Nie obciążone pamięcią o niczym,
unoszą się bez trudu nad faktami.
Jacy tam z nich świadkowie czegokolwiek -
natychmiast rozwiewają się na wszystkie strony.
W porównaniu z chmurami
życie wydaje się ugruntowane,
omal że trwałe i prawie że wieczne.
Przy chmurach
nawet kamień wygląda jak brat,
na którym można polegać,
a one cóż, dalekie i płoche kuzynki.
Niech sobie ludzie będą, jeśli chcą,
a potem po kolei każde z nich umiera,
im, chmurom nic do tego
wszystkiego bardzo dziwnego.
Nad całym Twoim życiem i moim, jeszcze nie całym,
paradują w przepychu jak paradowały.
Nie mają obowiązku razem z nami ginąć.
Nie muszą być widziane, żeby płynąć.

Wisława Szymborska

"Chmura" M. Pawlikowska- Jasnorzewska



W turkusowej sadzawce
wśród chmur,
jestem piękną, foremną
wodnicą
- lecz tak zmienną,
jak samo niebo:
twórczym wiatrem
rzeźbiona nicość...

Potwornieję,
pierś mi ciężka rośnie,
cudne formy
drą mi się i mącą
i rozwiewam się -
tęsknie, żałośnie,
w siwą chmurę,
o formie marzącą...


Maria Pawlikowska-Jasnorzewska


ilustracja: Henryk Siemiradzki „Wodnica”

niedziela, 13 marca 2011

"Notatka" Wisława Szymborska



Życie – jedyny sposób, żeby obrastać liśćmi,
łapać oddech na piasku, wzlatywać na skrzydłach;
być psem, albo pogłaskać go po ciepłej sierści;
odróżniać ból od wszystkiego, co nim nie jest;
mieścić się w wydarzeniach, podziewać w widokach,
poszukiwać najmniejszej między omyłkami.

Wyjątkowa okazja, żeby przez chwilę pamiętać,
o czym się rozmawiało przy zgaszonej lampie;
i żeby raz przynajmniej potknąć się o kamień,
zmoknąć na którymś deszczu, zgubić klucze w trawie;
i wodzić wzrokiem za iskrą na wietrze;
i bez ustanku czegoś ważnego nie wiedzieć.


Wisława Szymborska

ilustracja: Bec Winnel „Infectious Ivy”
http://becwinnel.com

„Różne samotności” ks. Jan Twardowski



Przyszedłem ci podziękować
za samotności różne
za taką gdy nie ma nikogo
lub gdy się razem płacze
i taką że niby dobrze
ale zupełnie inaczej
za najbliższą kiedy nic nie wiadomo
i taką że wiem po cichu ale nie powiem nikomu
za taką kiedy się kocha i taką kiedy się wierzy
że szczęście się połamało bo mnie się nie należy
jest samotnością wiadomość
list dworzec pusty milczenie
pieniądz genialnie chory
minuty jak ciężkie kamienie
czas zawsze szczery bo każe iść dalej i prędzej
mogą być nawet nią włosy
których dotknęły ręce

są samotności różne
na ziemi w piekle w niebie
tak rozmaite że jedna
ta co prowadzi do Ciebie


ks. Jan Twardowski



ilustracja: Bec Winnel „lightness”
http://becwinnel.com

"Poeta wspomina zapomniane piękno" William Butler Yeats




Gdy otaczam cię ramieniem, wraz z tobą
Obejmuję całą urodę,
Która dawno ze świata zniknęła:
W cień sadzawek korony i berła
Odrzucone, gdy nie stało armii;
Baśń miłosną, którą śniły czasem
Damy haftujące ją atłasem
Na tkaninie, którą mól się lubi karmić;
Róże, które niegdyś urocze
Damy wpinały w warkocze;
Chłodne lilie, niesione w darze
Przez święte korytarze,
Gdzie w kadzideł dymnym obłoku
Jeden Bóg nie przesłaniał wzroku.
Bo ta biała pierś, senne ręce,
Bardziej z kraju marzeń są i więcej
Kryją snów, inny czas je wydał.
Kiedy pośród pocałunków wzdychasz,
Słyszę białą Piękność, jak z cicha
Do chwil, kiedy wszystko zniknie, wzdycha,
Prócz głębi nad głębie, płomienia w płomieniu,
Prócz tronu nad trony, gdzie śnią w półuśpieniu
Z mieczami na kolanach, zsunąwszy przyłbice,
Jej samotne, wielkie tajemnice.

William Butler Yeats
tłum. Ludmiła Marjańska




ilustracja: Arthur Brahinskiy "godness of fire"

"Ballada o tym, że nie giniemy" Zbigniew Herbert




Którzy o świcie wypłynęli
ale już nigdy nie powrócą
na fali ślad swój zostawili -
w głąb morza spada wtedy muszla
piękna jak skamieniałe usta
ci którzy szli piaszczystą drogą
ale nie doszli do okiennic
chociaż już dachy było widać -
w dzwonie powietrza mają schron
a którzy tylko osierocą
wyziębły pokój parę książek
pusty kałamarz białą kartę -
zaprawdę nie umarli cali

szept ich przez chaszcze idzie tapet
w suficie płaska głowa mieszka
z powietrza wody wapna ziemi
zrobiono raj ich anioł wiatru
rozetrze ciało w dłoni
będą
po łąkach nieść się tego świata


Zbigniew Herbert


ilustracja: Bertrand Jean Redon "Muszla" 1912

"Czym są lata" Marianne Moore



Czym jest nasza niewinność
i czym nasza wina? Wszyscy są nadzy,
nikt nie jest bezpieczny.
Skąd płynie męstwo: rzecz bez odpowiedzi,
harda wątpliwość-
co niema krzyczy, głucha nasłuchuje
i sprawia, że na przekór nieszczęściu i śmierci
rośnie odwaga i we własnej klęsce
duch krzepnie. Widzi
do głębi i szczęśliwy ten,
kto przystał na śmiertelność
i w więzieniu własnym
wznosi się ponad siebie
jak morze, co szamocąc się w otchłani,
aby być wolne, choć nim być nie może,
w swoich porażkach
odnajduje ciągłość.

Tak postępuje ten,
kto czuje mocno. Nawet ptak
gdy śpiewa, rośnie,
prostuje swój kształt. Chociaż uwięziony,
mocnym śpiewem głosi,
że sytym być to rzecz pozioma,
czysta jest radość.
To jest śmiertelność.
To wieczność.


Marianne Moore
tłum. Julia Hartwig

"Rozmowa o poezji" Stanisław Grochowiak




Od - do Lieberta...



D z i e w c z y n a:
Czy pan ją widzi? Czy ona się śni?
Czy też nadbiega - nagła jak z pagórka?

P o e t a:
Ona wynika z brodawek ogórka...

D z i e w c z y n a:
Pan kpi.
Pan ją jedwabnie - pan ją jak motyla
Po takich złotych i okrągłych lasach...
To jest jak z Dafnis bardzo czuła chwila...

P o e t a:
Owszem. Jak ostro
Całowany tasak.

D z i e w c z y n a:
Rozumiem pana. Z wierzchu ta ironia,
A spodem czułość podpełza ku sercu...

P o e t a:
Dlaczego z pani jest taka piwonia,
Co chce zawzięcie być butelką perfum?...



Stanisław Grochowiak

"Sonet" Samo Vozár




Wy mi mówicie, że te śpiewy moje
niosą nieznanych uczuć niepokoje,
że tchną wzburzeniem krwi nieposkromionej,
co łamie sztuki najświętsze kanony.

Kto ma jak w źródle siebie przed oczyma
patrząc w kanony - niechże się ich trzyma.
Od moich uczuć pękają, zbyt ciasne -
duch, teraźniejszość tworzy prawa własne.

Szkoła w nas życie wysusza od młodu -
lecz idź na pola, wytęż twórcy oko
i znajdź z naturą więź swoją głęboką;

wejrzyj w narodów, losów oceany,
wejrzyj w mą duszę, w smutek jej wezbrany -
i odrzuć swoje gromy bez powodu.

Samo Vozár

tłum. Józef Waczków

"Toast świętokradzki" Bolesław Leśmian




Żem nieraz wchodził z wami w złośliwość zażyłą,
Mistrze zgrzytów i chrzęstów, z których pieśń się czyni,
Więc mi dano się o was zadumać w świątyni,
Gdzie już nic się nie staje, prócz tego, co było...

Tu - wybucha z witrażów tak tęczowy płomień,
Że ty - bogu, a tobie - bóg wyda się tęczą,
I obydwaj, zarówno pełni oszołomień,
Posłyszycie, jak wasze westchnienia współdźwięczą.

Lecz ja dłoń świętokradzką wyciągam w rozblaski
Aż po kielich, drzwi złotą dwutarczą strzeżony!...
Na dnie jego krwi Pańskiej koral zaczajony
Ustom, skorym do wina, nie poskąpi łaski!

Więc gdy mi takie wino uderza do głowy
Mocą nieba całego aż do nieboskłonu -
Czyż nie jestem - o, bracia, nieufni do zgonu -
Opojem znad lazurów i sam - lazurowy?

Czyliż teraz mój okręt, szalony beztroską,
Dość się hardo na zdradnej nie załamie rafie?
I czyż - bóstwem pijany - do was nie potrafię,
Znawcy znawstwa samego, przemówić dość bosko?...

Za wszystkich, których słońca promienista rózga
Chłoszcze za żądz natręctwo i skrzydeł bezbożność,
Aż ich kiedyś - złocących swej kary wielmożność -
Grom, zawistny o złoto, w proch cenny rozdruzga !

Za skazanych na znoje czatów i wywiadów -
Gdziekolwiek się wałęsa ich płonna tęsknota!
Za tych, co mając żądła, poszukują jadów -
Gdziekolwiek ich przydybie ta żądeł zgryzota!...

I za tych, którym nagle, na wiosnę czy jesień,
By pogardzić kwiatami - nie dostało chwastu!...
I za tamtych, co z wszelkich uniesień lub wzniesień
Warci jeszcze takiego wzniesienia toastu!

Za tę całą drużynę zgiełkliwą i rojną,
Co otuchę donośnym wezwałaby rogiem -
Za ich żywot pokrętny i śmierć niespokojną
Wznoszę kielich, po brzegi pieniący się bogiem !...


Bolesław Leśmian

***[Wiosna radości nie jest córką...] Sergiusz Jesienin


Wiosna radości nie jest córką,
I nie od słońca piasek zżółkł.
A twoja ogorzała skóra
Gryczany oświetlała puch.

U błękitnego wodopoju
Na szyszkopiórą lebiod cześć
Poprzysięgliśmy życie swoje
Bez rozstawania w dwójkę wieść.

Sączył się mrok i wieczór pusty
Był dla ognistej rzeźby tłem.
Do rodzicielskiej cię chałupy
Wiodłem mrocznego gąszczu dnem.

I długo, długo twarzy podnieść
Nie mogłem w kołyszącym śnie,
Gdy uśmiechając się łagodnie
Machałaś czapką z ganku mnie.

Sergiusz Jesienin



ilustracja: Lauri Blank
http://blankstudio.com

"Brzózka kwietniowa" Julian Tuwim



To nie liście i nie listki,
Nie listeczki jeszcze nawet -
To obłoczek przezroczysty,
Pozłociście zielonawy.

Jeśli jest gdzieś leśne niebo,
On z leśnego nieba spłynął,
Śród ogrodu zdziwionego
Tuż nad ziemią się zatrzymał.

Ale żeby mógł zzielenieć,
Z brzozą się prawdziwą zmierzyć,
Ściemnieć, smugę traw ocienić -
- Nie, nie mogę w to uwierzyć!

Julian Tuwim

"I takie dni bywają..." Anna Achmatowa



I takie dni bywają przedwiosenne:
Łąka pod śniegiem ubitym oddycha
I szumią drzewa suche, lecz promienne,
I ciepły prężny wiatr powiewa z cicha.
Dziwi cię w ciele twym lekkość i siła,
Swych progów nie poznajesz ze zdumieniem
I piosnkę, która już ci się sprzykrzyła,
Jak nową śpiewasz z radosnym wzruszeniem.

Anna Achmatowa

tłum. Leopold Lewin 




ilustracja: Arthur Brahinsky "spring"

"Pałac z mgieł" Jerzy Harasymowicz


Narysowany na szybie żaglowiec
ruszył z pejzażem ciągnąc kopy obłoków
Dalej i dalej w senną podróż
do kołyszących się jak boje na jeziorze
zielonych wzgórz
Do naszego pałacu z mgieł
który wiatr zdmuchnie nam z dłoni


Jerzy Harasymowicz

"Milczenie" Edgar Allan Poe



Są takie bezcielesne rzeczy, są zjawiska,
Co mają byt podwójny, jak bliźnięca owa
Moc, co naraz z materii i ze światła tryska --
I naraz tworzy bryłę i cień w sobie chowa.

Tak dwulice Milczenie: naraz brzeg i morze,
Ciało i duch; pustynne kocha rumowiska,
Świeżą porosłe trawą; są w nim jakieś zorze,
Jakieś ludzkie pamiątki: więc się go nie trwożę,
Choć łzy mi płyną. Nigdy -- dźwięk jego nazwiska.

To milczenie cielesne. Żadna zła potęga
Nie tkwi w nim. Więc spokojny bądź u jego progu.
Lecz, jeśli kiedy z losów woli nieodmiennej
Stanie przed tobą jego cień -- elf bezimienny,
Co opętał samotny świat, dokąd nie sięga
Ludzka stopa -- na ten czas duszę poleć Bogu!


Edgar Allan Poe
tłum. Antoni Lange

czwartek, 10 marca 2011

"Marcowa ballada" M. Pawlikowska- Jasnorzewska



Obłoki zleciały nisko,
stoją na ziemi jak pomnik na grobie -
a w polu taje śnieg: pobojowisko
białych, zabitych kobiet.

Uciekały strwożone pieszo i w karocach,
przed wojną zimy i słońca -
bronił je długo po nocach
przymrozek - dzielny obrońca -

ale dzisiaj zalegają trawę,
merveilleusy w niebieskich sukniach...
Gasną atlasów melodyjne włókna,
i zapadają w głąb spojrzenia łzawe...

Nikną mufki olbrzymie, gwiaździste koronki,
budki-kabryjolety, o barwach niewinnych,
a pozgonne zapachy wiejące od łąki
są zapachami fiołków,
bo nie śmią być inne...

Płaty białych, nie czytanych listów
ktoś rozrzucił szerokim wachlarzem - -
w grozie długich, wiosennych poświstów,
trupim uśmiechem tają śnieżne twarze.

Szale, ongiś puszyste w styczniowej zamieci,
szarymi spływają rzekami - -
czasem brylant na lokach szronowych zaświeci
i w trawie kończy się łzami.

Zlodowaciała ręka jednej z marzycielek
srebrzy się jeszcze w cieniu,
strzeżona przez niego...
Wkoło dymią słoneczne bomby i szrapnele.
Pokój zabitym śniegom...


Maria Pawlikowska-Jasnorzewska

"Kobieta w oknie " M. Pawlikowska- Jasnorzewska



Czekasz na wiosnę,
Czołem oparta na szybie,
którą kwieciście kraje ślad wichrowej narty...

Wznosząc i chyląc rzęsy
spoglądasz przed siebie
na dwie pustynie:
niebo i świat rozpostarty.
Pod rynną bukiet kwiatów,
jak motyl przekłuty,
jak motyl przekłuty usycha,
odsłaniając zardzewiałe druty...

Czy zasłuży na wieczność?
Że ginie, nie dziwię się mu!
Myślałaś, że twój cud to mur?


Maria Pawlikowska-Jasnorzewska


ilustracja: Andre Kertesz „zwiędły tulipan”

Szkicownik poetycki (VI) 7 M. Pawlikowska- Jasnorzewska



A tu znowu, jakby wieniec czarny, z bluszczów przegniłych i pereł żałobnych uwity, który fala na brzegu złożyła. Ten jodem woniejący, wstęg pozbawiony wian z wodorostu "yohamba", czy nie jest godnym uczczeniem nieznanego żeglarza? Tego, co zginął w spienionych odmętach morza?
Ach, te odmęty morskie są tylko obrazem, symbolem innych, równie groźnych:
wzburzonej otchłani niedorzeczności ludzkiej, odwiecznej jak ocean!...
Która trzy czwarte świata myśli ludzkiej zalewa na podobieństwo wód na ziemi. I burzy się, i szumi, i powstaje! -
Leży czarny wieniec. W rozbitej obok flaszce zachodzące słońce jakby ogień zapaliło ofiarny...


Maria Pawlikowska-Jasnorzewska

„Czas” Liliana Zubińska


Światło gaśnie i lęk,
czy poza światem jest następstwo zdarzeń,
czyli czas. To wyjaśni wszystko,
gdy będę czekać na bliskich,
jeżeli go tam nie będzie,
nie będzie tęsknoty, żalu,
i lęku przed nieznanym.
Nie będzie innych możliwości.
Tylko pewność, że upływający czas
komplikuje całe życie.


Liliana Zubińska

„Dusza” Liliana Zubińska



Jest bezimienna, nawet gdy
przynależy do ciała,
ma jednak swoją tożsamość i głębię,
potrafi zapanować nad nim,
mówią na to depresja albo melancholia,
bezwolne ciało jest wtedy instrumentem,
na którym wszechświat wygrywa swoją melodię.
Dusza nie jest stąd,
więc jej wybryki nie dziwią,
potrafi przydać bólu i go ująć.
Ignorowana przez lata milczy,
wewnątrz każdego, promień światła,
niezbity dowód na istnienie nieba,
skąd jest i dokąd wróci,
sama lub z odrobiną człowieka,
którego pieści i niszczy,
którego kocha i nienawidzi.
Wszystko by dopiąć mu skrzydeł,
uczynić niemożliwe i oderwać od ziemi,
od siebie samego.


Liliana Zubińska


ilustracja: Science Photo Library

środa, 9 marca 2011

***[a może dusze...] Miron Białoszewski

cykl: zima blokowa tomik: rozkurz

a może dusze to druciki
od głów do stóp
i mają w sobie korytarzyki
z bytości w będziość

Miron Białoszewski

„Kamień” Liliana Zubińska


Już nie oczekuję na miłość,
nienawiści wyzbyłem się gdy
rzucono mną po raz ostatni.
Miałem być fundamentem domu, częścią całości,
odrzucony, niczyj jestem.
Tak samo spokojny wewnątrz,
jak i z północnej strony
(tam gdzie woda nie drąży).
Moja obecność od milionów lat
była w jakimś celu, do teraz.
Od wczoraj, gdy jest we mnie spokój,
aż do skończenia świata już bez
znaczenia jestem,
może po to tylko leżę tu,
by równowagę trzymać dwóch sił,
dobra i zła.
I będę trwać tak długo, wiecznie,
byle już ciepła ręka nie dotknęła mnie
i nie zamknęła w dłoni.


Liliana Zubińska

***[Niebo i umysł dzieli dystans...] Emily Dickinson



Niebo i umysł dzieli dystans
Tak wielki, że gdyby znikł umysł
Nie dojrzałby, gdzie niebo, nawet
Architekt - Znawca Ruin.

Bezmierne, jak pojętność nasza.
Jasne, jak nasze pojęcie.
Kto dostatecznie silnie pragnie,
Znajdzie je tutaj - wszędzie.


Emily Dickinson

tłum. Stanisław Barańczak

"Domysły na temat Barabasza" Zbigniew Herbert



Co stało się z Barabaszem? Pytałem nikt nie wie
Spuszczony z łańcucha wyszedł na białą ulicę
mógł skręcić w prawo iść naprzód skręcić w lewo
zakręcić się w kółko zakręcić radośnie jak kogut
On Imperator własnych rąk i głowy
On Wielkorządca własnego oddechu

Pytam bo w pewien sposób brałem udział w sprawie
Zwabiony tłumem przed pałacem Piłata krzyczałem
tak jak inni uwolnij Barabasza
Wołali wszyscy gdybym ja jeden milczał
stałoby się dokładnie tak jak się stać miało

A Barabasz być może wrócił do swojej bandy
W górach zabija szybko rabuje rzetelnie
Albo założył warsztat garncarski
I ręce szklane zbrodnią
czyści w glinie stworzenia
Jest nosiwodą poganiaczem mułów lichwiarzem
właścicielem statków - na jednym z nich żeglował Paweł do Koryntian
lub - czego nie można wykluczyć -
stał się cenionym szpiclem na żołdzie Rzymian

Patrzcie i podziwiajcie zawrotną grę losu
o możliwości potencje o uśmiechy fortuny

A Nazareńczyk
został sam
bez alternatywy
ze stromą
ścieżką
krwi

Zbigniew Herbert