Moja melancholia przychodzi do mnie
już bez zapowiedzi,
mimo, że to środek lata,
otulona cieniami wbiega,
zostawiając otwarte drzwi.
Moja melancholia nie pyta o zdrowie,
siada na kolanach i opowiada
o ostatniej podróży do świętych miejsc,
grobów Nietzschego i Kierkegaarda.
Moja mała melancholia marzy o tym
by być potężna, ogromna,
by pozbawić mnie zmysłów.
Muszę ją pocieszać,
jest przecież taka czuła, delikatna,
bezbronna.
Moja melancholia, gdy przyszedł październik,
listopad, nabrała więcej śmiałości,
powiedziała, że może jeszcze zostać,
zadomowiła się. Wypełnia sobą wszystkie kąty,
szuflady , kieszenie, całą rzeczywistość.
Trudno znaleźć puste miejsce,
jeszcze wkradła się do przeszłości.
Teraz moja melancholia przerasta wyobrażenie
o tym co jest
i podpowiada mi
moje marzenia.
Liliana Zubińska
Jakbym była poetką, to napisałabym dokładnie taki sam wiersz! Ale Ty o tym dobrze wiesz:*
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci za ten wiersz, Mary:)***
To dodatek, do Waszych postów. Jak widać nie jesteście same! Wiele kobiet przeżywa taką gehennę z nieoczekiwanym gościem. Sama utożsamiam się z niektórymi wersami tego utworu. Przez wiersz pani Liliany lepiej Was rozumiem:***
OdpowiedzUsuń