Jechaliśmy przed świtem po zamarzłych polach,
Czerwone skrzydło wstawało, jeszcze noc.
I zając przebiegł nagle tuż przed nami,
A jeden z nas pokazał go ręką.
To było dawno. Dzisiaj już nie żyją
Ni zając, ani ten co go wskazywał.
Miłości moja, gdzież są, dokąd idą
Błysk ręki, linia brzegu, szelest grud-
Nie z żalu pytam, ale z zamyślenia.
Wilno,1937
Czesław Miłosz
ilustracja:
http://wiadomosci.wp.pl/gid,12921793,title,Polska-pod-sniegiem,galeria.html?ticaid=1b640
Wiesz, zastanawiałam się dzisiaj nad Miłoszem... To wszystko, te ziemskie splendory, tytuły, zaszczyty i kariery... to są autentyczne marności świata tego!
OdpowiedzUsuńPrzecież Miłosz to wszystko miał! Osiągnął! Własną pracą. To nie była wygrana w totolotka....
Hm, takim ..."statystycznym wygrywającym" ów miliard w środę, miliard w sobotę - to forsa jest ich chyba w stanie uszczęśliwić...
Ale Miłosz. Całe życie "nieprzystosowany". Fakt, syfon do głowy mógł mu uderzyć (i z tego co pamiętam, to uderzył na kilka lat - trochę po zwianiu z PRL-u, trochę po objęciu katedry w Berkeley, trochę po Noblu - tu chyba najmniej) Ale tak naprawdę, to on był całe życie wewnętrznie smutny?, pełen pytań?, niepokoju?
Wkleiłaś wiersz z 1937 roku, a ja 2 godziny temu czytałam wiersz napisany przez 90-letniego Miłosza.... I de facto Miłosz tu i Miłosz tam NICZYM (poza doświadczeniem etc.) się NIE RÓŻNIĄ.
ON pozostał TAKI SAM...
To prawda, że Miłosz pozostawał sobą...Tacy "nadwrażliwcy" często mają wewnętrzny smutek..., a że czasem Wielkim Ludziom szumi w głowie- no cóż, myślę, że po takich sukcesach, każdemu by "zabąbelkowało" (choćby tylko na chwilę), ale TO JEST DO WYBACZENIA :)
OdpowiedzUsuń