Nie ukrywam, że Maria Pawlikowska-Jasnorzewska jest moim poetyckim idolem. Myślę, że nie muszę nikomu przybliżać Jej sylwetki. Na tym blogu podzielę się z Wami Jej wierszami, bo są piękne. Znajdziecie tutaj też wiersze innych poetów. Wszystkie, które lubię i mają dla mnie znaczenie.

środa, 8 września 2010

„Szkicownik poetycki” (1939)-18 M. Pawlikowska-Jasnorzewska

18

Liście jesienne leżą po brzegach dróg, mieniąc się jedną połową tęczy.
Wyglądają jak rozsypane róże wszelkich barw.

W stawie drżą złote plamy. Rząd drzew odbija się w nim różnie: wierzba- mgłą siwą, czerwona leszczyna- skrzydłem motyla, topole- ciemnymi kolumnami.

Skośne marmurowe schody, prowadzące ku wodzie, odbijają się w głąb i w przeciwną stronę niż prowadzą, tworząc klin.
Zadarte liście wierzby płyną jak dżonki, wiatrem popychane. Wysoko przelatujące samoloty suną przez głębinę jak czarne płotki, małą gromadą. Woda żyje. Drzewa budzą się dzisiaj.
Wieje bowiem wiatr, który różni się od innych jak chuchnięcie od dmuchnięcia. Z głębi piersi natury płynie to serdeczne chuchanie: wiatr halny.

Kto jeszcze nie wypowiedział swojej miłości, zdradzi się z nią w taki dzień. Oto jest niekalendarzowy powrót wiosny.

Wiosna- kaprys, wiosna- łaska.

Możemy się jej wszędzie i zawsze spodziewać, tej Wiosny Niezależnej, zarówno w zimie, jesieni, jak i w setnym choćby roku życia.



Maria Pawlikowska-Jasnorzewska




ilustracja: zdjęcie "jesień", autor nieznany, znalezione w sieci

4 komentarze:

  1. Genialna Lilka, romantyczna aleja, Ty - normalna, ja - w szponach obsesji, itd...
    A więc wszystko gra i buczy /lol/

    Mary! Szukam pilnie lekarza i psychologa!!! Dla siebie /rotfl/ Znasz jakichś?:))))

    Hihihi, słuchaj! A raczej - czytaj:)
    Zdrzemnęłam się na króciutkie sześć godzin /lol/ i utknęłam w nałogu! Co prawda optymiści nazywają to "nauką";) ale ja nie mam złudzeń co do własnej osoby: WSZYSTKO ALBO NIC! (paskudny charakter /blee/) No i dlatego: gryzę, rozgryzam, klnę jak szewc, wpadam w samouwielbienie, potem w depresję z powodu własnej tępoty umysłowej...i tak to mniej więcej leci)
    Krótko mówiąc - ŚWIETNIE SIĘ BAWIĘ!!!:))) I relaksuję:)))
    Ale!;)
    Ale u mnie zawsze musi być gdzieś łyżka dziegciu, więc kąsają mnie STRASZNE WYRZUTY SUMIENIA, że jestem kawał egoistycznej francy, bo ani do Ciebie nie zaglądam na blogi, ani się nie udzielam towarzysko-wirtualnie, ani nic...
    I na dodatek weszłam do kuchni i spaliłam dwa garnki.
    "Gotowanego" mi się zachciało, więc smród w całym mieszkaniu, bo najpierw sfajczyłam woreczek kaszy "jakiejś-tam", a potem woreczek ryżu. Wszystko wywaliłam do śmieci. Zjadłam jabłko. Jedynie dym i swąd pozostał po mojej obiadokolacji:)))
    Oraz talia osy /rotfl/

    PS. Czuję się jak wygłodniałe dziecko w Etiopii:)))

    Takie jak ja to się powinno topić za młodu, hehehe:)

    Śmiejąca się przez łzy (dymu tu jak skurczysyn /lol/)
    Twoja porąbana
    Gosia:)****

    OdpowiedzUsuń
  2. Errata oczywiście!;)

    Aaaa! Bo ja tam o wyżej html-u i CSS-ie bredzę sobie zaczadzona i śmierdząca swędem spalonych zbóż.
    To mój nowy nałóg i obsesja:)))

    UWIELBIAM NAŁOGI:D:D:D

    OdpowiedzUsuń
  3. Hehe:) Chyba jednak do "normalności" odrobinę mi brakuje!/rotfl*/. Normalni o tej porze śpią, a nie piszą surrealistyczne posty o miłości do jesieni :D*

    Podziwiam Ciebie za ten nałóg!!!
    Mam nadzieję, że już ten "halny Lilki" wywiał opary przypalonych zbóż ;P*

    Idę już spać, choć też popołudniu ucięłam sobie drzemkę (tylko 3 godzinki/lol*/)

    Buziaczki:***

    Ps. Znam jedną Psycholożkę:*** Porządna kobita!!! Talię osy ma ;P***

    OdpowiedzUsuń
  4. Kocham ten tekst o wiośnie NIEZALEŻNEJ, która może zdarzyć się jesienią :)

    OdpowiedzUsuń