Gdy ktoś lampę roztrzaska,
W ciemnym pyle światło jej kona;
Gdy wiatr chmurę rozwieje,
Gaśnie tęcza na niebie rozjarzona.
Kiedy zerwie się struna,
Kiedy usta zamilkną,
Słów najdroższych nikt już nie pamięta.
Gasną blaski i tony,
Kiedy zniszczył los lampę i lutnię:
Tak i w sercu nie zabrzmi
Żadna pieśń, tylko lament
Jak ów wiatr, co wśród ruin przeraża,
Albo fale bijące
W brzeg, żałobne, po śmierci żeglarza.
Miłość, gdy się poczyna,
Każe gniazdo bezpieczne porzucić,
W kruchym, słabym zamieszkać-
I utracić wszystko. Tak się smucisz,
O miłości, tak płaczesz!
Czemu szczęścia swego strzec nie umiesz?
Co najkruchsze- wybierasz
Na kołyskę, na dom swój, na trumnę.
Będziesz miotać się w żalu,
Niby kruki, które wiatr kolebie.
I wyszydzi cię rozum-
Zimne słońce na grudniowym niebie.
W twoim gnieździe wysokim
Każde źdźbło w marny pył się przemieni.
Będziesz naga, wyśmiana,
Gdy spadają liście w mrok jesieni.
Percy Bysshe Shelley
tłum. Zygmunt Kubiak
Miał absolutną rację! A moja dusza enneagramowej Czwórki pławi się w tragiczno-romantycznych klimatach;)
OdpowiedzUsuńSpokojnie mogłabym być teraz czwartą do brydża i włączyć się w konstruowanie portretu psychologicznego Frankensteina 2 /rotfl/ Oczywiście w obmyślaniu wizualnej strony tego kolesia też bym im pomogła!
PS. Dla Frankensteina byli zbyt łaskawi, bo chwilami było mi szczerze, serdecznie i naprawdę żal postaci, którą przywołał do życia ten szaleniec.
Mój potwór nie ma ŻADNYCH, nawet śladowych uczuć wyższych. Ani niższych. To TRUP. CIAŁO. ZWŁOKI. Nie posiadające duszy.